Hmm, tego się nie spodziewałem…
Jak ma się w domu specjalistę związanego z jakimś fachem to się go wykorzystuje ile wlezie. Czyżby? No… no nie. Tak to już jest, że żony mechaników jeżdżą niesprawnymi autami, a najbardziej popękane ściany w chacie mają te, których mężowie zajmują się wykończeniówką. Nie na darmo mówią, ze szewc bez butów chodzi. Ale przychodzi taki dzień, w którym ta druga połowa wchodzi Tobie na ambicje… dzień jak… ten, pół roku temu…
K: jesteś informatykiem, a mi komp strasznie zamula…
Ł: aha…
K: może byś coś z tym zrobił?
Ł: aha…
więc… czym prędzej biorę się do roboty!
I taka Kasia… ma mnie! Nie wiem jeszcze czy to dobrze czy źle, właśnie zdałem sobie sprawę jaki jestem beznadziejny, ale… jedyne co mogę teraz powiedzieć to… „będzie pani zadowoloooona…” Chyba, bo sam do końca nie wiem co się stanie za 41 minut. Przypominają mi się młodsze lata, kiedy mama wyciułała ze skarbonki kasę na nasz pierwszy komputer, a ja… może co by się nie rozpisywać powiem, że uczyłem się na błędach. I być może zaraz cofnę się w przeszłość…
Wiadomo, że kiedy informatyk pracuje to tylko patrzy na rosnące procenty. Albo jak w tym przypadku, na pozostały czas. I może na przykład podłubać w nosie lub napisać tekst na blog’a. Kiedy w pracy do naszego biura wchodzą różne osoby, najczęściej mówią – wy informatycy nic nie robicie. I co ja mogę odpowiedzieć? Widzisz, trzeba było się uczyć, miałbyś tak samo, to oczywiste, że fotel sam się nie wysiedzi.