Tydzień 5. (27.11-1.12)
Nowy miesiąc, nowe wyzwania. Tym razem katują nas dodatkowym obciążeniem. Wkroczyliśmy na wyższy poziom. Spodziewaliśmy się zakwasów, ale praktycznie już ich nie mamy.
Jak do tej pory najgorszy był pierwszy tydzień. Być może po prostu przyzwyczailiśmy się do tych ćwiczeń, niestety przywyczaić się do wstawania o 5:20 jest o wiele ciężej. To nie jest tak, że wstajemy z uśmiechem na twarzy. O nie, czujemy się raczej, jakbyśmy mieli to robić za karę. Tym bardziej dziwią mnie wypowiedzi osób, które już podobno nie mogą żyć bez Selekcji… no cóż… gratulujemy! Ale mimo to trwamy w tym i nie odpuścimy!
Ale może w środę wstaniemy z większym entuzjazmem, bo nasz poranny trening będzie treningiem charytatywnym!
Wygląda na to, że dość sporo osób weźmie w nim udział. Czy my się kurde pomieścimy na tej sali? Nie wiem do końca, czy dobrze robię, ale może przypadkiem otworzyłeś ten tekst, przeczytasz słowa tej dziewczyny i jej pomożesz. Całego świata nie uratujemy, codziennie zdarza się coś takiego, codziennie ktoś umiera z powodu głodu, wojen i chorób, ale to właśnie ten opis chwyta dziś za serce, więc może i Ty pomożesz…
Akcja na FB: Klikaj, gościu… TU
Tydzień 6. (4-8.12)
Dzisiaj spałem aż 10 godzin i chciałbym powiedzieć, że się wyspałem, że wstawało mi się przecudownie, że luzik, że bez treningu, ale jedyna różnica, którą zauważyłem to dzień za oknem…
Chyba potrzebowałem półtora miesiąca, by zrozumieć, że jednak nie jest tak źle. Że jednak mi się chce i nie robię tego za karę! Być może wreszcie przetarliśmy szlak, bo wizja kolejnego naboru staje się być czymś… przyjemnym. Może w końcu w tym tygodniu przekonam się czym są te… endorfiny… 🤔
I nawet jeśli nie widać po nas super efektów, dajemy radę zrobić prawie każde ćwiczenie. 6 tygodni temu – zupełnie niewyobrażalne. Jeszcze przyjdzie czas, w którym zrobimy dokładnie wszystkie powtórzenia, wtedy wreszcie będę mógł powiedzieć, że jesteśmy wyselekcjonowani!
Chociaż… co się selekcji tyczy… wygłupialiśmy się dzisiaj i nadepnąłem Kasię na palec I… nie jest fajnie. Boli ją, a już mówi o jutrzejszym treningu, że byłoby jej smutno, gdyby ominęła chociaż jeden! Mam nadzieję, że to nic poważnego i szybko się zregeneruje. Na przykład przez jedną noc!
Drugi nabór w połowie stycznia. Kasia wyleczy wszystkie rany i wróci ze zdwojoną siłą, ja wrócę ze zdwojoną… masą. Święta mnie pochłoną…
Tydzień 7. (11-16.12)
Selekcyjna impreza (hucznie planowana przez jedną z osób ćwiczących) w klubie o nazwie „Tafla” odbyła się… wczoraj, a dziś od samego rana ogarnęliśmy trenios, który powstał za sprawą dnia wolnego w przyszły piątek. Planujemy selekcyjną wigilię, a do tego czasu zostały już tylko 4 treningi! I co dalej?
Co prawda zabrakło samej organizatorki, ale chyba nikt za nią specjalnie nie tęsknił. Nie lubimy, kiedy ktoś się umawia i nie przychodzi. Niefajnie. Poza tym i tak trzeba było w końcu zmienić lokal, nie dało się pogadać w spokoju 🙂
Co do samych treningów, po świętach szykuje się następny nabór. Na pewno wrócimy, by trenować dalej. I chociaż nie jesteśmy z selekcją od samego początku, być może będziemy do samego końca. Nie wiemy co było wcześniej, ale według opinii innych było nieco więcej urozmaiceń. Zaryzykuję stwierdzenie, że było lepiej. W tasiemcach tak jest, że pierwszy sezon zawsze jest najlepszy 😉
To nie jest krytyka, bo nie o to mi chodzi. Z punktu widzenia uczestnika, który powtarza ten program już kilka razy, ma być on nastawiony na niego. I najlepiej jakby wszyscy trenerzy przychodzili codziennie, żebyśmy byli jedną wielką rodziną, a różowe jednorożce podawały nam ręczniki…
Jednak selekcja się zmienia, ewoluuje. Z punktu widzenia trenerów, oczywiście na lepsze. Na ich miejscu przeniósłbym się do Warszawy, nawet kosztem poznańskiego oddziału. Nie da się ukryć, w Warszawie więcej zdziałają. Gdybym miał teraz zgadywać, tak się w przyszłości właśnie stanie. Zapracowali na to i… dobrze! Nowe kontrakty, nowe możliwości, ekspansja! Początkowo z bezpiecznym przystankiem w Poznaniu, czemu nie?
Są totalnie zapracowani, widać, że nie mają czasu, dobrze, że poszerzają grono trenerów, przecież całe życie nie będą robić jednego projektu. Logiczne, że chcą utrzymać wszystkie placówki, ale tak mocno to rozkręcili, że poznański oddział z czasem może stać się kulą u nogi. Z drugiej strony do Krynicy blisko nie jest, a dają radę! Być może marka selekcji będzie zarabiać sama na siebie, ale do tego celu trzeba stworzyć odpowiednie zaplecze. Chcę tylko powiedzieć, że nic takiego wielkiego się nie stanie, jeśli poznańska selekcja wyzionie kiedyś ducha. Będę miał spokój!
Dlatego ważne jest stworzenie nowej kadry, ale nowe trenerki nie mają w sobie jeszcze tego… czegoś. Charyzmy, syndromu rewolucjonisty, z dawką zarażania innych pozytywną energią i zagrzewania ludzi do walki. Na tym etapie to nic złego, być może czują się onieśmielone przez pewnych siebie ojców założycieli, ale muszą nad tym pracować, jeśli chcą poruszyć ludzi. Nie wystarczy być super sprawnym fizycznie, możesz nie mieć nogi, ale musisz świecić, być wyrazistym. Albo wyraźnym?
Oczywiście są na dobrej drodze, a trening który prowadzą potrafi być zabójczy, ale to nie dla nich codziennie wstajemy o 5 nad ranem. Dla siebie, rzecz jasna, ale też dlatego, że to starzy tworzą klimat, bez nich… to tylko domek z kart. Szkoda, że kluczowe postacie pojawiają się rzadziej, ale… życie. My to rozumiemy! To wszystko już było, po prostu się nie załapaliśmy!
Życzę nowym dziewczynom, by nauczyły się przewodzić, porywać tłum, by kolejne edycje przyciągały nowe osoby, które zechcą za nimi pójść, ale do tego muszą pokornie przyjąć na klatę każdą opinię, bo nikt nie chce dla nich źle. To mądrość zrobi z nich dobre trenerki, a wytrenowane ciało im w tym tylko lekko pomoże. Dobrego boksera trenuje nie ten, który jest lepszy i powali go na deski, tylko ten, który wie jak wykorzystać jego potencjał.
Nikt nie lubi przecież przemądrzałych, mówiących, że oni mogą zrobić to lub tamto, bo kiedy dostają szansę na urealnienie swoich słów kończy się to różnie. Skromne, lecz pewne siebie podejście… chyba zapewnia sukces!
Szkoda, że ja nigdy nie będę trenerem. Wiadomo, że każdy by za mną w ogień wskoczył (skromne podejście!), ale no… nawet 10 kilo lżejszy i z kratą na brzuchu nigdy nie ogarnąłbym jednoczesnego mówienia, oddychania, ćwiczenia. Nawet krojąc zwykły chleb muszę przerwać ten proces, żeby coś opowiedzieć Kasi… 😀