Wczoraj, kiedy Kasia już zasnęła ja wykończyłem mój serial. Tak, wiedziałem, że następnego dnia będziemy wyjeżdżać, że trzeba wypocząć, wyspać się i w ogóle. Ale teraz, kiedy piszę ten tekst – 00:06 – Kasia leży obok mnie „w nogach” na kanapie i ma zamknięte oczy :)… Słucha telewizji. Tak mi powiedziała. Pół godziny temu. Ale jesteśmy już mega zmęczeni, dopiero co przyjechaliśmy z Kołobrzegu, miasta, w którym dostałem mandat za… yyy… chyba już to przerabialiśmy.
A wiadomo, wszędzie dobrze, ale w domu… też całkiem spoko. Kołobrzeg to najlepsze miasto w Polsce, każdy to wie, więc z bólem serca opuściliśmy to wspaniałe miejsce! 🙂 Dziękujemy! Dziękujemy! Dziękujemy! W Poznaniu jest tak duszno…
Ale serial… no nie mogłem się powstrzymać. Wkręciło mnie. Powtarzałem sobie – dobra, jeszcze jeden odcinek i idę spać… – i tak, o 5:30 pękła cała seria. Tak to chyba jest z dobrym kinem. Jak z chipsami. Ale wyczekałem aż na „ekrany” wejdzie cała seria, bo bardziej przemawia do mnie polityka Netflixa, która wypuszcza cały sezon i z głowy. A nie tam częstowanie widza odcinkiem co tydzień… barbarzyńcy.
P.S.
I proszę nie kojarzyć tytułu tego wpisu z walką o poranną toaletę! 😉