Tak naprawdę dopiero teraz, po prawie dwóch latach użytkowania apple’owskiego sprzętu mogę powiedzieć, że jestem w pełni usatysfakcjonowany przesiadką z Windowsa na iOS’a. Nie tylko przesiadką z systemu na system, co też przesiadką z plastikowego, topornego, ciężkiego Dell’a (a którego i tak często zabieram z pracy do domu) na lekkiego, poręcznego Mac’a.
A czy to dobrze, że jest lekki? Czasem, gdy mam go w plecaku, to zastanawiam się czy na pewno go tam wsadziłem🧐. Windowsa używam jednak na co dzień, w pracy, ale gdyby wszystkie te usługi i programy działały pod makiem, nie miałbym problemu, żeby zakopać Windowsa głęboko w szufladzie. Korzystam z rozwiązań udostępnionych z chmury GeForce NOW, więc nawet gry nie stanowią problemu. Komputer się nie grzeje, CPU w normie, wystarczy mocne łącze internetowe. Teraz pykam nieco rzadziej, ale Kasia wyjechała na tydzień, więc może wcale nie będę się tak bardzo nudził jak początkowo jej obiecałem zakładałem. A miałem ćwiczyć. I uczyć się Javy. Może znajdę parę minut, zobaczę…
Oczywiście to nie jest tak, że iOS jest bez wad, bo największą z nich jest zarządzanie oknami. Inne wady się nie liczą. Podobno jeszcze przed naszą erą rozwiązania takie zaszyto w Linux’ach, więc dziwi mnie, że w jabłuszkach unikają tego jak ognia. Strasznie mnie to irytowało na samym początku zabawy z iOS’em, bowiem w tej kwestii pozostaje on daleko za Windows’em. Zacząłem korzystać z wirtualnych pulpitów, co przez prawie 2 lata się sprawdzało i sprawdzałoby się dalej, gdyby nie właśnie aplikacja MAGNET. Po prostu appka do zarządzania oknami. W połączeniu z gładzikowymi gestami, które już mi weszły w krew, praca na komputerze nabrała nowego wymiaru. Przesunięte okna wreszcie przyklejają się do krawędzi! Najlepiej wydane dwa dolki w moim życiu. Appka w AppStore wygląda tak:
Macbook zmusza do częstszego korzystania z chmury. Dobrze mieć poczciwego pendrive’a w kieszeni, ale żeby takiego obsłużyć, bez przejściówki się nie obejdzie. I w ten oto sposób nie dźwigam ciężkiego, topornego Dell’a tylko lekkiego, poręcznego, Mac’a z trzema przejściówkami w plecaku😅. No chyba, że masz pena na usb-c! Gdzieś go miałem… gdzieś go miałem… także chmura! Nie wiem czy da się usłyszeć jeszcze, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia – „przynieś jutro pena, zgram Ci fotki”, za to – „udostępnię Ci”, to dzisiaj norma. Zasoby, repozytoria są po prostu wygodniejsze, przy czym to nie jest tak, że pendrive’y nie mają racji bytu. Czasem nasze pliki są zbyt duże, nikt nie chce wysyłać w kosmos 50 GB danych, już lepiej użyć fizycznego dysku. Ale i to się powoli zmienia, coraz większe paczki można udostępniać za free bez wygórowanych limitów.
Podczas tych dwóch lat komputer był w serwisie raz, miał problem z matrycą i jakieś dziwne, matrixowe krzaczki wynikały z seryjnie wbudowanej, za krótkiej taśmy łączącej matrycę z płytą główną. Często przeklinana na różnych forach motylkowa klawiatura miała raz, ale tylko raz – bliski kontakt ze sprężonym powietrzem. W tym przypadku obyło się bez serwisu. Lubię ten mały skok i klawiatura mi pasuje, może ciut za głośno pracuje, ale to mały szczegół, w nowszych wersjach podłożyli chyba jakieś gumki. Wydaje mi się ponad wszystko jednak, że na klawiaturze dell’owskiej jestem w stanie szybciej pisać. Często zdarza mi się też wcisnąć klawisz „cmd” zamiast klawisza „option”, przy polskich znakach, co skutkuje wypluciem jakiejś niepożądanej akcji na pierwszy plan.
Sam wygląd Maca pro z 2017 sugeruje jednak, że nie jest on taki do końca pro. Wszystko ukryte jest w zgrabnej, gwiezdno-szarej strukturze, powodując, że bestia ma zachwycać oko, a drzemiąca moc i potencjał portów USB-C odchodzi na drugi plan. Ma być lekko i ładnie, wygląd jest najważniejszy. Moc? Przecież napisane jest, że pro, czego nie rozumiesz? To Macbook! Jakby Ferrari miał silnik 1.0 to byś też zwątpił? Bo 1.0? Przecież to Ferrari! Na pewno jest szybkie! Mniejszy silnik, więcej mocy, to chyba oczywiste? I do tego mało pali!
Sam pamiętam jak jeszcze w sklepie oglądałem go z każdej strony (Macbooka, nie Ferrari) zastanawiając się, czy naprawdę jest taki mocny. Dla porównania – Kasia używa wersji z 2015 roku i na pierwszy rzut oka widać, że komputer ma wszystko czego potrzeba, by nie martwić się o jakieś dodatkowe przejściówki. HDMI, slot do kart, USB-B, jest szerszy, nieco większy, dzięki czemu nie jest taki filigranowy. Wydaje się taki… bardziej komputerowy. No dobra, powiem to… jest po prostu bardziej męski. I jabłko tam się świeci, a u mnie nie. Tego nie mogę najbardziej przeżyć. Tego jabłka. Świecącego. Jak mogli? Gnoje. Aż ciężko uwierzyć!
Odświeżenie serii wyszło akurat Apple na dobre, w dobie codziennie zmieniających się trendów, musieli zmienić nieco… „szyk”. W każdym razie, wiesz, wypakowujesz go z pudełka i pracujesz. Chcesz już coś robić! Ja dwa tygodnie zwlekałem z montażem filmików, bo nie miałem ich jak zgrać z kamery. Pro = wielozadaniowość. Tę wielozadaniowość uwolnisz wprost proporcjonalnie do uwolnionych przez Ciebie pieniędzy na dodatkowe urządzenia. Czy w takim razie przesiadłbym się na maca z 2015? Nie. Bo tam znowu brakuje USB-C! Tak trudno dogodzić klientom? Tak trudno zrobić wóz sportowy, który jednocześnie będzie terenowy? Tak trudno!?
Chyba nie kupiłbym też maca bez touchbar’a. Nawet jak go nie używam to fajnie wygląda, a jakbym go nie miał, to bym go chciał. A tak mam. Niech wygląda! Moc? Przy okazji, wiadomo.