Teraz, kiedy często wychodzimy na spacery z psem, nasze głowy częściej skierowane są ku ziemi, gdzie zauważamy wszystkie niebezpieczne rzeczy, czekające tylko aż taki odkurzacz jak nasz Raster nie przejdzie obok nich obojętnie…
Ludzie są niemożliwi. A młodzi ludzie są tak zuchwali, że ja czegoś takiego nie ogarniam! Nigdy nie tłukłem szkła na ulicy i nie otwierałem piwa zapalniczką… eee… ok, próbowałem, ale – w moim stylu – skaleczyłem się przy tym w palec albo nawet rozharatałem całą rękę! Do łokcia. Ale na pewno nie zostawiałem po sobie śmieci, bo jeśli poszedłem z kolegami na plenerowe piwo, to każdy z nas wiedział, że jeśli możemy przynieść coś w jedną stronę, to w drugą też się zabierzemy. W sumie… chyba chodziło o tę kaucję…
Szokujące jest patrzeć na to jak bez skrupułów ludzie wyrzucają papierki po lodach na plaży czy otwierają butelki w taki sposób, że kapsel wylatuje w powietrze na 20 metrów. I potem spada taki pod moimi nogami, a pies od razu reaguje. Łudziłem się, że tak już się nie robi, że przestało być to modne, ale nie! Tak samo łudziłem się, że wszyscy właściciele psów sprzątają po swoim pupilach…
No i ci wszyscy ludzie, którzy nie potrafią przejść obojętnie obok szczeniaka, nie znając nas, nie znając psa, nie pytając czy mogą podejść, po prostu to robią, a ich zachwyt nakręca psa tak bardzo, że musimy szybko reagować, wyciszać go lub przekierować na gryzienie szarpaka, przy czym kiedy prosimy ludzi, by go po prostu ignorować to wychodzimy na tych złych. „Szczeniaaaczek! Szczeniaaaaaczek, ja go muszę pogłaskać!!!”
– Wcale nie musisz.
– Nauczy się, przecież jest jeszcze malutki! To szczeniaczek!
– No właśnie teraz się uczy…
Najbardziej nieświadomi ludzie to ci „cmokający”. I też się do nich zaliczałem, ale wszystko się zmienia odkąd sam mam psa. Nie jestem żadnym specjalistą, wiem, że ludzie przecież nie chcą źle, to taki naturalny odruch i sam musiałem wylać na siebie kubeł zimnej wody zanim zrozumiałem kilka prostych zasad. Dużym ułatwieniem dla właścicieli psów jest neutralne środowisko. To przewodnik ma być dla niego najbardziej interesujący, a nie przypadki ludzie. Pomóżcie! Wystarczy, że nie będziecie nic robić.
Spośród wszystkich możliwości ludzie wybierają cmokanie, dźwięk, którym nierzadko właściciele psów przywołują je do siebie, co przy dobrze prowadzonym zwierzaku samo w sobie jest nagrodą. Cieszę się, że nasz piesek podoba się ludziom, ale nie mam na tyle energii, żeby każdemu tłumaczyć dlaczego nie powinni tak robić, nie jestem do końca zadowolony, ale nie chcę wychodzić na jakiegoś buraka, ba… sam do niedawna nie miałem o niczym pojęcia. Jadący promenadą rowerzyści też cmokają. Szkoda zwierzaka, który w przyszłości wskoczy pod koło, przez gościa, który sobie CMOKAŁ. Załóż kask i pal kalorie, skup się na wycieczce i podziwiaj widoki, cmokanie schowaj do kieszeni, ok? Nie mówię tego złośliwie, po prostu może otworzę komuś oczy na te sprawy.
Człowiek po prostu odejdzie i jego emocje rozpłyną się w sekundę, a pies w nich dalej pozostaje i nie rozumie, dlaczego przed chwilą ktoś zwrócił na niego uwagę, zachęcił do zabawy… po czym odchodzi. A zwłaszcza 3 miesięczny szczeniak! Wyobraźcie sobie taką sytuację. Umawiacie się na randkę, pierwsze dotarcia, jest wesoło, fajnie, miło, te uśmiechy w kącikach ust, spojrzenia… do czasu kiedy przychodzi kelner z rachunkiem. Facet wstaje i bez słowa wychodzi. Ty zostajesz z rachunkiem do zapłacenia. Mniej więcej taką „minę” robi wtedy nasz pies.
Dziś rano, jakoś zaraz po wschodzie słońca wyszedłem z psem na spacer, bo zasygnalizował potrzebę. Jestem z nas dumny, że tak szybko to wypracowaliśmy. Pies załatwia się na dworze w 99% przypadków. No więc nie mogłem tego zignorować, pokornie wstałem, ubrałem się i poszedłem. Oczy na zapałkach, ale co zrobić. Nad Parsętą spotkałem policjantów, którzy w wesołym VW oglądali sobie filmy na telefonie. Oni zobaczyli mnie później niż ja ich. Zaszedłem ich z boku! Na mój widok odpalili silnik, włączyła im się jakaś misja godna funkcjonariuszy, przedstawicieli prawa jakby nie patrzeć.
Podjeżdżają bliżej mnie i otwierają szybę…
Dodam, że pies był wcześniej puszczony luzem, droga wewnętrzna, całkowicie bezpiecznie, kto by się tu włóczył o 4 nad ranem? A i pies docenia, że może sobie spokojnie połazić. Idealne miejsce żeby się zaszyć i spokojnie oglądać Netflix’a. Kiedy odpalili silnik odwróciłem uwagę malucha, zapiąłem w smycz, kontynuowałem dalej zabawę z szarpakiem. Włączył mi się jakiś instynkt, coś tam przeczułem, my ludzie mamy taki zmysł czasem. Dziecko wspina się po drabince, a Ty sobie siedzisz i pijesz kawkę? No nie…
Nie jestem wrogo nastawiony do policji, ani nic z tych rzeczy, bardzo lubię panów policjantów, to przecież też normalni ludzie, a nie jacyś kosmici. Nie mam problemów z tym żeby zapytać ich na przykład o drogę, nawet kiedy doskonale ją znam, oni są szczęśliwi, że wchodzą w interakcję ze zwykłym obywatelem, że spełniają swój obowiązek i traktują to cholernie poważnie! Po prostu są mili. Policjanci to ZADANIOWCY. Muszą mieć jakieś zajęcie, zadanie. Choćby najmniejsze. W końcu ktoś mijający ich na ulicy nie odwrócił głowy jakby byli trędowaci, przez co później tak chętnie rewanżują się wyciągając bloczek z kieszeni. W moim przypadku? Angażują się tak bardzo, że prześcigają się w wyciąganiu swoich nowoczesnych smartfonów, wspomagając się Google Maps, bo ja nie mam pewności czy na pewno pójdę dobrze. Obowiązkowo pochwalić telefon i uznać wyższość Androida nad iOS!
I nie wyciągać swojego! Nawet kiedy wibracja łamie Ci kość udową…
Ale w tym przypadku czułem, że mogą mieć do mnie jakiś problem, w końcu idzie typ ubrany na czarno o 4 nad ranem i rozgląda się nerwowo, na pewno obserwuje domy i myśli co by tutaj zwędzić. Już byłem przygotowany na jakąś konkretną ripostę w stylu…
Pan Policjant – Dzień dobry.
Ja – Dzień dobry.
W mojej wyobraźni zaczyna się milutko…
Pan Policjant – Co pan robi w tej okolicy o 4 nad ranem!? (tonem Strażnika z Teksasu)
Ja – ... wyprowadzam psa na spacer… (+ 3 szybkie mrugnięcia oczami, koniecznie!)
Pan Policjant – …
Ja – …
Pan Policjant – …
Ja – …
Pan Policjant – … aha.
BUUM!!! MAM WAS, CHUJE!
TYMCZASEM…
Szyba się otwiera i…
I CMOKA BARAN JEDEN!!! Duma narodu! Raster nie pozostał obojętny. Napiął smycz… Spojrzałem na policjanta i powiedziałem pod nosem „brawo, geniuszu”, na tyle cicho, że nie słyszał, na tyle głośno, że mógł się domyślić, że nie byłem szczęśliwy. Patrzeliśmy sobie w oczy w niekomfortowy sposób na tyle długo, że oczami wyobraźni widziałem jak otwierają boczne drzwi i wciągają mnie do środka, a pies piszczy i gryzie felgi, ale na tyle krótko, że przyspieszająca furgonetka przerwała naszą walkę spojrzeń. Odjechali bez słowa. Na jakąś misję.
A tak poza tym to wczoraj mieliśmy spacer życia. Nie wymagamy od niego zbyt wiele, owszem, nauczyliśmy go kilku fajnych sztuczek, które niewątpliwie wymagały skupienia, ale szybko to ogarnął, bo też sprawia mu to frajdę. Na razie wystarczy, żeby go jakoś nie forsować, stawiamy na zabawę, szczenięce chwile szybko miną, niech ma! Dzięki tym sztuczkom w awaryjnych sytuacjach udaje nam się nad nim zapanować. Działa to na niego w relaksujący sposób, wyciszający po prostu, wzmacniany nagrodą w postaci jakiegoś przysmaku.
Postawiliśmy na więcej szarpanych zabaw, bo Raster zaczął rzucać się do naszych nogawek. Teraz na każdy jeden spacer bierzemy szarpak. Przyznajemy, zaspaliśmy ostatnio z tym szarpakiem, a jego potrzeby nie były spełnione, więc znalazł sobie swój sposób. Powiedzieliśmy sobie, – chodź teraz przez tydzień nie ruszamy się nigdzie bez szarpaka. Efekt? Już po jednym dniu „wyszarpania” nie padło z naszych ust ani razu słowo „NIE”. Jeśli jakiś zbłądzony kieł zaczął uciekać w stronę rąk – szarpak. Lekarstwo!
To niemal tak proste jak w „Kuchennych Rewolucjach”. Wiesz, że masz syf w kuchni, doskonale zdajesz sobie sprawę, że używasz słabych, tanich produktów, łudzisz się, że potrafisz gotować, ale to Magda Gessler musi przyjechać na to Twoje zadupie i pokazać Ci co robisz źle, musi wziąć do ręki białą ścierkę, żeby pokazać gdzie zbiera się kurz, musi wyciągnąć z lodówki wszystkie przetworzone produkty, rzucić przez kuchnię mikrofalówką i udowodnić, że frytki smażysz na pięcio letnim oleju samochodowym.
Samemu ciężko na to wpaść. Nasz hodowca powiedział jedną prostą rzecz. „Pies nie rozumie zaprzeczeń”. No, sam z siebie nie przestanie czegoś robić, to rolą człowieka jest dać mu rozwiązanie zastępcze. Gryzie szafkę – daj gryzaka, kopie w ogródku – wyznacz miejsce do kopania, sika w domu – nagradzaj za sikanie na zewnątrz. Kiedy za każdym razem gdy próbujesz odpalić swojego starego Golfa ze spojlerem, z którego jesteś taki dumny, ktoś w magiczny sposób dawałby Ci kluczyki do nowiutkiego Mercedesa to szybko zapomniałbyś o swojej furze po tuningu. Ta automatyczna skrzynia biegów to jednak fajna sprawa! No jest tak, czy nie jest?
Nie wiem, jeśli naprawdę przy świadomości jaką mamy zawalimy… to oczywiście zgłosimy się do kogoś kto to ogarnia lepiej, ale jak na razie dajemy radę i on też się stara, by wszystko było cacy.
No więc… tak tylko, chciałem powiedzieć, że jeśli widzisz jakiegoś psa na ulicy, zwłaszcza takiego, który ciągnie jak parowóz, to tym bardziej trzymaj się z daleka, nie cmokaj, nie pochylaj się, nie przywołuj, nie uśmiechaj, bo Twój uśmiech to dla niego szczerzenie zębów, po prostu się pohamuj. Ale jeśli właściciel takiego potworka nie ma z tym problemów, jego sprawa. Najczęściej będą to właściciele małych piesków, dla których ciągnące psy to żaden problem. Bo skoro pies nie ma nawet siły rozwinąć smyczy automatycznej… to jakby problemu nie ma. Szczęśliwie dla nich… nigdy nie urośnie.